Są przedmioty będące obiektem pożądania.
Dla mnie takim był palnik kuchenny. Marzyłam o nim od kilku lat aż do teraz:).
Dziękuję :)
A co z nim zrobić? Oczywiście oczywistą oczywistość:)
Jakie to szczęście że miałam jajka!
Nie szukałam przepisu, byłam zbyt niecierpliwa. Po prostu otwarłam książkę Nigelli i już gotowałam śmietanę i ubijałam kogel - mogel. Zlew z zimną wodą czekał - ale przydał się tylko do ekspresowego schłodzenia kremu.
Nie była to wersja ortodoksyjna. Nie zapiekałam kremu w niskiej temperaturze, nie chłodziłam kilku godzin w lodówce ale wiecie co?
Był przepyszny! Delikatny, kremowy, waniliowy.
I ta skorupka. Uwielbiam postukać w nią łyżeczką przed złamaniem.
Wybaczcie ekscytację - ale dla mnie to jeden z ulubionych deserów. Robiłam go już wielokrotnie, zdarzało mi się "przypalać" cukier opalarką do okien - taka despaeracja - niestety podmuch gorącego powietrza rozdmuchiwał cukier po całym blacie. Najczęściej zapiekałam krem tuż przed podaniem pod grilem w piekarniku. W tej wersji najlepiej włożyć miskę (lub miseczki) do brytfanki z zimną wodą - krem pozostanie zimny a wierzch się zapiecze:).
Crème brûlée
600 ml śmietany kremówki - użyłam 36%
1 laska wanilii
8 żółtek (koniecznie z jajek klasy "0 " - ja miałam prawdziwe jajka ze wsi)
3 łyżki cukru
6 łyżek brązowego cukru do posypania - można użyć białego
Zlew wypełniam do połowy zimną wodą.
Śmietanę z rozciętą laską wanilii gotuję w rondlu z grubym dnem ( używam takiego 2 litrowego) na bardzo małym ogniu.
W tym czasie ubijam żółtka z 3 łyżkami cukru na biały kogel-mogel. Używam do tego miksera stacjonarnego. Gotującą śmietaną zalewam żółtka nie przestając miksować!. Po chwili wszystko przelewam do rondla i gotuję na średnim ogniu cały czas mieszając. Moim zdaniem do mieszania najlepiej nadaje się mała mątewka- zwana też trzepaczką okrągłą.
Gotowanie trwa do czasu zgęstnienia czyli ok 10 minut. Cały czas kontrolujemy sytuacje w rondlu i mieszamy! Gdyby krem wyglądał że ma się zwarzyć od razu wkładamy garnek do zlewu i bardzo energicznie mieszamy.
Z kremu wyjmujemy laskę wanilii, - można teraz też wyskrobać ziarenka i wmieszać je do masy - i wlewamy go do przygotowanych naczyń. (Ja się spieszyłam więc schłodziłam krem w zlewie z zimną wodą i już prawie zimny przełożyłam do miseczek.)
Chłodzimy w lodówce a przed podaniem posypujemy brązowym cukrem i karmelizujemy powierzchnię.
Klasycznie powinnam teraz jeszcze raz go schłodzić - ale pokusa była zbyt silna. :)
Ps. Tak używanie palnika sprawia dziką satysfakcję.
palnika już się dorobiłam - naczynek do takiego deseru jeszcze nie... ale za chwilę też taki sobie zrobię!
OdpowiedzUsuńa ja nie mam jeszcze palnika :( buuu, ale twój przypalony krem zjadłabym z przyjemnością,
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cieplutko i zapraszam do siebie :)
@Szano - bywam u Ciebie dosyć regularnie:) w końcu brałaś udział w tym samym konkursie co ja:) (Wybory Kulinarnego....) .Palnik był od kilku lat na mojej liście prezentowej - i teraz dostałam go od Teściów - był miła niespodzianką i jest ogromna przyjemnością:)Pozdrawiam serdecznie:)
UsuńZanim dorobilam sie palnika, tez probowalam grillowac - nigdy nie wyszla mi idealnie zrumieniona skorupka. Jednak taki palnik to skarb!
OdpowiedzUsuńCreme Brulee - powiem tylko, ze "pysznosci"!!!!! Sama jeszcze nigdy tego pysznego deseru nie robilam, ale jak jestem w restauracji to bardzo czesto go zamawiam! :-)
OdpowiedzUsuńTez często idę na łatwiznę i kupuję gotowy ale taki domowej roboty jest nieporównywalnie lepszy 😊
OdpowiedzUsuń