wtorek, 31 stycznia 2012

Przypalamy!!!





Są przedmioty będące obiektem pożądania.
Dla mnie takim był palnik kuchenny.  Marzyłam o nim od kilku lat aż do teraz:).
Dziękuję :)


A co z nim zrobić? Oczywiście oczywistą oczywistość:)
Jakie to szczęście że miałam jajka!
Nie szukałam przepisu, byłam zbyt niecierpliwa. Po prostu otwarłam książkę Nigelli i już gotowałam śmietanę i ubijałam kogel - mogel. Zlew z zimną wodą czekał - ale przydał się tylko do ekspresowego schłodzenia kremu.
Nie była to wersja ortodoksyjna. Nie zapiekałam kremu w niskiej temperaturze, nie chłodziłam kilku godzin w lodówce ale wiecie co?
Był przepyszny! Delikatny, kremowy, waniliowy.
I ta skorupka. Uwielbiam postukać w nią łyżeczką przed złamaniem.

Wybaczcie ekscytację - ale dla mnie to jeden z ulubionych deserów. Robiłam go już wielokrotnie, zdarzało mi się "przypalać" cukier opalarką do okien - taka despaeracja - niestety podmuch gorącego powietrza rozdmuchiwał cukier po całym blacie. Najczęściej zapiekałam krem tuż przed podaniem pod grilem w piekarniku. W tej wersji najlepiej włożyć miskę (lub miseczki) do brytfanki z zimną wodą - krem pozostanie zimny a wierzch się zapiecze:).



Crème brûlée


600 ml śmietany kremówki - użyłam 36%
1 laska wanilii
8 żółtek (koniecznie z jajek klasy "0 " - ja miałam prawdziwe jajka ze wsi)
3 łyżki cukru
6 łyżek brązowego cukru do posypania - można użyć białego


Do wyboru: naczynie do zapiekania o szerokości 20 cm lub 4 płytkie miseczki o średnicy   ok 10 cm mocno schładzam - latem w zamrażalniku zimą można na parapecie;).
Zlew wypełniam do połowy zimną wodą.
Śmietanę z rozciętą laską wanilii gotuję w rondlu z grubym dnem ( używam takiego 2 litrowego) na bardzo małym ogniu.
W tym czasie ubijam żółtka z 3 łyżkami cukru na biały kogel-mogel. Używam do tego miksera stacjonarnego. Gotującą śmietaną zalewam żółtka nie przestając miksować!. Po chwili wszystko przelewam do rondla i gotuję na średnim ogniu cały czas mieszając. Moim zdaniem do mieszania najlepiej nadaje się mała mątewka- zwana też trzepaczką okrągłą.
Gotowanie trwa do czasu zgęstnienia czyli ok 10 minut. Cały czas kontrolujemy sytuacje w rondlu  i mieszamy! Gdyby krem wyglądał że ma się zwarzyć od razu wkładamy garnek do zlewu i bardzo energicznie mieszamy. 
Z kremu wyjmujemy laskę wanilii, - można teraz też wyskrobać ziarenka i wmieszać je do masy - i wlewamy go do przygotowanych naczyń. (Ja się spieszyłam więc schłodziłam krem w zlewie z zimną wodą i już prawie zimny przełożyłam do miseczek.)
Chłodzimy w lodówce a przed podaniem posypujemy brązowym cukrem i karmelizujemy powierzchnię. 
Klasycznie powinnam teraz jeszcze raz go schłodzić - ale pokusa była zbyt silna. :)

Ps. Tak używanie palnika sprawia dziką satysfakcję.





poniedziałek, 30 stycznia 2012

Po prostu Rosół


Rosół- dobro na całe zło. 
Gdy za oknem plucha, mróz, wiatr. Gdy chorujemy, wracamy do zdrowia to właśnie gorący rosół przywraca nas do życia.
Właśnie ta esencjonalna, klarowna zupa ugotowana w domu z prawdziwej wiejskiej starej! kury jest dla mnie królową zup. Podana z domowym makaronem i natką pietruszki przywraca uśmiech w najgorsze dni.

Najbardziej lubię rosół z mieszanych mięs - kury cielęciny i wołowiny. Od ich jakości zależy smak którego nie zastąpią kostki, zalewane kubeczki czy inne rosółnetki;). Preferuję tradycyjny polski smak. Doceniam tradycje dalekowschodnie ale ... gdy gotuje rosół to prawdziwy!
A to kury z których gotuję rosół. Najbardziej rozpieszczone kury i ich Kogut.

Podanie przepisu na rosół jest trudne - dlatego podaję raczej rady i wskazania.

Mięso
  • wywar gotuję z na mięsie kurzym lub mieszance kury, wołowiny i cielęciny. Staram się by kura stanowiła ok połowy mięsa
  • warto dorzucić kawałek przerąbanej kości szpikowej (wołowej)- wcześniej zblanszowanej lub upieczonej w piekarniku
  • wołowina powinna być świeża - najchętniej kupuję antrykot - bo lubię zjeść go potem z chrzanem;)
  • cielęcinę przed włożeniem do wywaru należy sparzyć we wrzątku w oddzielnym garnku. Dokładamy ją nieco później. Sparzenie zapobiegnie zmętnieniu i zabieleniu rosołu.
  • mięso z rosołu można zjeść z rosołem, albo zrobić z niego nadzienie do pierogów. - ale rosołu nie gotujemy dla mięsa! ale dla wywaru. Dlatego wkładamy je do zimnej !!! wody.
  • jeśli trafiła się nam kura z żołądkiem i wątróbką - świetnie. Żołądek gotujemy razem z resztą mięsa a wątróbkę dodajemy na ok godzinę przed końcem. Nawet jeśli ich nie lubisz warto je dodać - fantastycznie podnoszą smak rosołu. 
Warzywa
  • tradycyjne czyli marchew, seler korzenny, pietruszka, por i cebula a w sezonie kalarepka Nie lubię kapusty w rosole. 
  • dzielę na dwie części - większą z porem kroję na ćwiartki i rumienię w suchym, wielkim garnku kilka minut a potem zalewam zimną wodą. Te warzywa są na straty - kompletnie się wygotują.
  • mniejszą bez pora wiążę białą kuchenną nicią i dodaję ok godziny przed końcem gotowania. Ta część włoszczyzny trafia po pokrojeniu na talerze.
  • ilość zalecana to podobno 50 - 150 g warzyw na litr płynu. Ja biorę na oko i wychodzi mi na garnek 8 litrowy 6 marchewek, 3 pietruszki, 1 seler , 1-2 pory. 1 cebula. Ale wszystko zależy od tego jak warzywny lub jak słodki (od marchewki) rosół lubicie.:)
  • cebulę przed wrzuceniem do garnka opiekam na widelcu nad gazem - ściślej mówiąc dokładnie ją przypalam:)
  • jeśli mam pietruszkę z natką, selera z listkami i pora z liśćmi dodaję te zieloności do rosołu po zszumowaniu. Ale selera tylko 1 gałązkę!
Przyprawy
  • pieprz - dodaję go w ziarenkach na początku gotowania i świeżo mielonym posypuję gotowy rosół
  • sól dodaję razem z włoszczyzną - pamiętając że rosół można dosolić na talerzu i że jeszcze odparuje
  • czuszka - czasem dodaję odrobinę gdy mam ochotę na odrobinę pikanterii
  • natka pietruszki - drobno posiekana na talerzy
  • koperek solony - ulubiony dodatek mojego K. W sezonie zasypujemy umyty, suchy i posiekany koperek solą i trzymamy to w lodówce.
  • lubczyk - można dodać odrobinę suszonego lub gałązkę świeżego - zapewni nam ochy i achy;)
Gotowanie to kilka etapów
  • Nastawienie: W garze rumienimy warzywa, zalewamy je zimną wodą, dodajemy kurę, kość szpikową (jeśli mamy), wołowinę i pieprz. Gotujemy na bardzo małym ogniu.
  • Szumowanie: Na powierzchni zbiera się po ok 30 minutach szara piana  - dokładnie ją zbieramy aż przestanie się pojawiać. 
  • Dokładanie: Dorzucamy cielęcinę - szumujemy, 
  • Gotowanie: Gotujemy na najmniejszym ogniu - podobno temperatura powinna wynosić ok 94 stopni C. Rosół ma "mrugać" - oznacza to że całość procesu dzieje się we wnętrzu gara - i to jest tajemnica smaku!- od zagotowania ok 2,5 - 3 h.
  • Doprawianie: Solimy, dorzucamy warzywa i ewentualnie wątróbkę.- gotujemy jeszcze 1h.
  • Klarowanie i odtłuszczanie: To w zależności od czasu i chęci. Ja rosół delikatnie odcedzam zostawiając na dnie różne nieczystości. Odstawiam go do wystudzenia i wtedy zbieram tłuszcz. 

Podanie
  • rosół preferuję z domowym makaronem według tego przepisu 
  • zarówno makaron jak i rosół muszą być gorące
Mam nadzieję, że moje doświadczenie przyda się Wam przy gotowaniu idealnego rosołu.

wtorek, 24 stycznia 2012

Pączki Pali




Jak styczeń to paczki. Bez dwóch zdań! Kojarzą mi się z Karnawałem, imieninami, Dniem Babci. 
Ciekawe kto z Was odważyłby się w swojej kuchni upiec 400 pączków?
Moja Mama zrobiła to i ... nie był to jeden raz. Co więcej nie szła na skróty. Wszystkie musiały być idealne, przygotowane z jednakową pieczołowitością i staraniem. 
Nie, nie jedliśmy ich w domu :). Te paczki były na zabawę karnawałową organizowaną przez Komitet Rodzicielski.  
Zysk zasilał szkolne konto dzięki czemu mogliśmy jechać na wycieczki szkolne. Ciekawe które Mamy teraz spędziłyby cały dzień w kuchni przy gorących garach (wszak pączki to było tylko jedno z dań) a później noc sprzedając te rarytasy do rana? ...
Pączki to też moje imieniny. I znów Mama w kuchni spędzała pół dnia a ja z kolegami z klasy pochłaniamy pączki. Rekord?  Nie pamiętam już do kogo należał - ale było to 23 paczki!!! W czasie jednego podwieczorku! Wcześniej i później były sanki więc otyłość nam nie groziła;)
Były też spontaniczne pieczenia pączków ze znajomymi. Tak 80 sztuk. W sam raz na wieczór:)

Teraz pączki piecze moja Siostra. Używa tego samego przepisu co moja Mama. 
Ale najpierw kilka uwag!

1) W kuchni musi być bardzo ciepło. Żadnych przeciągów, uchylonych okien itd.
2) Wszystkie składniku muszą mieć temperaturę pokojową ale mąkę podgrzewamy kilka godzin na kaloryferze!
3) Przepis jest na 1kg mąki. Nie wiem jakie paczki wyjdą jeśli zmniejszymy ilość składników. Zwiększać można dowolnie przy zachowaniu proporcji.
4) Deseczki lub stolnice na których układamy pączki przed smażeniem muszą być czyste, suche, ciepłe (ogrzewamy je przy kaloryferach) i lekko dosłownie tylko oprószamy mąką. zbyt dużo mąki na pączkach spowoduje palenie się tłuszczu!
5) Ściereczki muszą być suche i ogrzane.
6) Tłuszczu powinno być sporo ok 4 litrów ( tym razem była to mieszanka oleju rzepakowego i smalcu (2:1). Wykorzystujemy szeroki głęboki garnek z pokrywką lub frytkownicę. Pączki muszą swobodnie pływać a dzięki tej ilości tłuszczu nie ostygnie on i paczki nie wchłoną zbyt dużo oleju. Zapobiega to też przypaleniu.
7) Warto przygotować kilka pokrojonych ziemniaków - gdyby tłuszcz był zbyt gorący wrzucamy je do garnka. - a poza tym można przy okazji upiec frytki;).
8) Musimy tez sobie przygotować talerze wyłożone ręcznikami kuchennymi, łyżkę cedzakową do łowienia pączków.
9) Całość procesu to ok 4- 5 h.
10) Wykorzystujemy najlepsze składniki aby nie popsuć efektów naszej ciężkiej pracy i nie idziemy na skróty.

Do dzieła
Pączki Mojej Siostry - idealne

1 kg mąki pszennej  tortowej + ok 10 dkg (ciepłej , przesianej)
10 żółtek + 1 jajko
10 dkg drożdży
0,5 l mleka (letniego)
otarta skórka z 2 wyszorowanych cytryn + sok z połowy cytryny
10 dkg drobnego cukru
50 ml spirytusu
szczypta soli
10 dkg roztopionego i ostudzonego masła

Nadzienie:
Najlepsze: pół słoika konfitury różanej i 2 łyżki powideł śliwkowych ale możecie użyć innych dowolnych dobrych powideł kub odsączonych konfitur . - Lekko ciepłe!
Do wyboru cukier puder lub lukier:)


Zaczyn:

Letnie mleko mieszamy z łyżką cukru, łyżką mąki i drożdżami. Dokładnie rozrabiamy i zostawiamy na 20 minut. 

Ciasto:

 Żółtka i jajko ubijamy do białości z cukrem i skórką cytrynową i solą. Mąkę 1 kg przesiewamy do dużej miski lub garnka. Dodajemy do mąki żółtka i zaczyn. Wyrabiamy ok 30 minut. Robimy to dokładnie. Gdy dysponujemy siłą roboczą można jej to zlecić - pilnując by się nie obijała. Ciasto musi odchodzić od ręki- jeśli się lepi można dosypywać pozostałą mąkę. Na koniec dodajemy spirytus  i wciąż płynne masło i wyrabiamy jeszcze ok 5 minut. 
Zostawiamy ciasto w ciepłym miejscu do potrojenia! objętości - ok 2 h.

Formowanie pączków:

Musimy sobie przygotować: Stolnicę, wałek, odrobinę mąki, szklankę a najlepiej 2 różniące się wielkością. Coś czym precyzyjnie nałożymy nadzienie.  Deseczki na pączki i ściereczki do przykrycia.

Na stolnicę wykładamy ok 1\5 ciasta (resztę nadal trzymamy przykryte w cieple). Delikatnie odgazowujemy i formujemy placek.  Wałkujemy go do grubości ok 1 cm


 i większą szklanką której boki omączyliśmy wykrawamy kółka ciasta.


Na połowę z nich nakładamy nadzienie. Dokładnie na środek - mniej więcej wielkości czereśni.
Przykrywamy drugim plackiem. Dociskamy palcami wokoło i wycinamy szklanką pączek.






Odkładamy go na deseczkę pod przykrycie. 
Okrawki ciasta wrzucamy na bieżąco do miski z ciastem.
W ten sam sposób postępujemy z resztą ciasta. Ostatnie 2 tury wykrawając mniejszą szklanką.
Pączki powinny znacząco urosnąć, stać się lekkie.Zajmuje to ok 40 minut.
W tym czasie nagrzewamy tłuszcz.

Smażenie:
Sprawdzamy kawałkiem ciasta jeśli nie tonie i zaczyna się rumienić ale niezbyt szybko tłuszcz jest gotowy. Nie wiem jaka to będzie temperatura;).
Do garnka wrzucamy paczki. Bardzo ważne jest by robić to delikatnie i ta część która w czasie rośnięcia była górą była włożona pierwsza do tłuszczu ( pozwoli to tej "dolnej" części ładnie wyrosnąć). Pączki muszą swobodnie pływać więc nie może ich być zbyt dużo ponieważ urosną. Przykrywamy pokrywką i smazymy pod przykryciem 4 minuty. Odkrywamy garnek i patyczkiem odwracamy paczki. Podziwiamy obrączkę i smażymy jeszcze 3 minuty.
 Wyjmujemy i odsączamy na papierowych ręcznikach. Jeszcze ciepłe lukrujemy lub posypujemy cukrem pudrem . Powinniśmy powstrzymać się minimum 5 minut przed zjedzeniem żeby się nie poparzyć.


Smacznego:)












poniedziałek, 23 stycznia 2012

Pączki Pali - przepis wkrótce





Pączki!.Najlepsze z najlepszych - niestety nie moje :)
Mistrzynią jest moja siostra - ja robiłam tylko z siłę roboczą przy wyrabianiu , potem przeszkadzałam przy lepieniu i smażeniu i na koniec pomagałam jeść. Wykazałam się godną podziwu silną wolą i zaraz po usmażeniu (jeszcze ciepłe bo takie są najlepsze) zjadłama tylko 2,5. Godna podziwu wstrzemięźliwość. 










Śniadanko


Wspaniałe, eleganckie śniadanie można wyczarować w dosłownie w kilka minut. Wystarczy świeżym okiem spojrzeć na zawartość lodówki. Właściwie tym razem znów włączyło się nam śledzenie.

Grzanki z boczkiem i jako w koszulce na rukoli

Garść rukoli
2 jajka
bułeczka ( z zamrażalnika)
kilka plastrów panchetty
sok z cytryny ( ja wolałabym ocet balsamiczny ale.. moje K. nie znosi jego zapachu)
sól. pieprz
odrobina czosnku
po połowie czerwonej i żóltej papryki  (z zamrażalnika, drobno pokrojonej i podpieczonej na oliwie)


Piekarnik włączyłam na 200 stopni C. Rozmrożoną bułeczkę przekroiłam na pół i każdą połówkę wyłożyłam boczkiem. Powstało takie gniazdko. Bułeczki wylądowały w piekarniku. 
A w tym czasie na głęboka patelnię wlałam wrzącą wodę, do której dodałam sól i odrobinę soku z cytryny. Ostrożnie wbiłam jajka na patelnię i zmniejszyłam ogień na minimum.
Jednocześnie podgrzałam paprykę dosmaczając ją odrobinką! czosnku ( w końcu to śniadanko) solą i pieprzem. 
Rukolę skropiłam cytryną.
Gdy bułeczki z panchettą były już chrupiące i rumiane zostały wyjęte z piekarnika i nadziane papryką. Na wierzch położyłam odrobinę rukoli. 
Jajka też  miały już ścięte białko i żółtko o gęstej kremowej konsystencji ale jeszcze płynne. Wyjęłam je za pomocą łyżki cedzakowej odsączyłam z wody i ułożyłam na rukoli. 
Do tego moje K. Zrobiło nam pyszna kawkę. Czas poniżej 10 minut. I tak zwykły deszczowy, zimny dzień od razu stał się jaśniejszy.

wtorek, 17 stycznia 2012

Wynik śledztwa - sałatka


Czasem rozglądając się po kuchennych szafkach obiektywnie stwierdzam - nie ma nic do jedzenia. No ale jesteśmy głodni. Wyjście do sklepu w niedzielę wieczorem...  trochę daleko. 
Zamówienie pizzy na wynos - tez nas nie kręci. Zrobienie po raz trzeci tego dnia makaronu - to ... nie tym razem. 
Jeszcze raz przeprowadzamy śledztwo w kuchni.

Oto wynik:

czerstwy chleb na zakwasie - ok 2 kromek (grubych)
zielona mrożona fasolka - ok 1\4 paczki (resztki;))
1 jajko z lodówki
czerwona cebula 1 sztuka - z lodówki
kilka plasterków sezonowanej słoniny
cytryna - ćwiartka ( herbata była przez to bez cytryny:))
pieczone (suszone) pomidory w oleju 4 szt
sól, pieprz, ząbek czosnku

i  z tego zrobiliśmy pyszną sałatkę.

Sałatka z zielonej fasolki z grzankami

Fasolkę zagotowaliśmy tak aby zachowała chrupkość a jajka na półtwardo. Cebulkę pokroiliśmy część w piórka a część w drobna kostkę. Została ona lekko posolona i zalana sokiem z cytryny. Chleb został pokrojony w kostkę i ususzony do końca na patelni na którą wrzuciliśmy też słoninkę. Całość lekko się zrumieniła.
Potem po prostu wymieszaliśmy przelaną zimną wodą fasolkę z cebulką, dorzuciliśmy pokrojone pomidory i na koniec grzanki. Już na talerzu każda porcja udekorowana została pokrojonym jajkiem.

Niestety na dokładkę już nie było składników.

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Naleśniki





Niby takie zwyczajne, niby pospolite ale zawsze lubiane. Przynajmniej przez nas. Czasem urządzamy sobie przyjacielskie przyjęcie naleśnikowe. Wtedy na stole lądują banany, truskawki, serek waniliowy, bita śmietana, sos karmelowy i czekoladowy, powidła a w sezonie  inne owoce. Dla każdego coś dobrego.
Gdy moje K. wróciło dziś do domu to postarałam się by był to przyjemny powrót. Zapach naleśników z wanilią przywitał go już na półpiętrze. W progu wyczuł słodki zapach duszonych moreli, a po chwili smażyliśmy banany z cynamonem  i rumem. Zapraszam

Naleśniki na dwa sposoby:)

Ciasto naleśnikowe

2 jajka
20 dkg mąki
ok 200 ml mleka
łyżeczka ekstraktu waniliowego
pół łyżeczki sody oczyszczonej
2 łyżeczki drobnego cukru
szczypta soli
łyżka stopionego i ostudzonego masła
tłuszcz do smażenia - masło klarowne lub olej

Mąkę przesiewam z solą i sodą. Jajka ubijam z połową mleka, cukrem i wanilią. Dosypuję mąkę i ubijam dalej. Dodaję masło i rozrabiam z mlekiem do konsystencji gęstej śmietany. Nie może być żadnych grudek. 
Na tym etapie warto odłożyć ciasto na przynajmniej pół godziny do lodówki. 
Przed smażeniem sprawdzamy konsystencję ciasta i ewentualnie rozcieńczamy zimną wodą. Od gęstości ciasta zależy grubość naleśników - my lubimy cienkie więc ciasto jest dosyć płynne. 
Smażę na nieprzywierającej, dobrze rozgrzanej patelni (tłuszczu praktycznie nie używam) wlewając pół chochelki ciasta i rozprowadzam je szybko poruszając patelnią. Po chwili odwracam i dosmażam z drugiej strony.  Gotowe naleśniki odkładam na gorący talerz. I tak, aż do zużycia ciasta.

Duszone morele do naleśników

8 moreli (użyłam mrożonych)
łyżka dżemu mirabelkowego (lub innego )
2 łyżeczki cukru
50 ml wody

Do rondelka wlałam wodę, wsypałam cukier i dodałam dżem i morele. Wszystko dusiłam na średnim ogniu kilka minut. Uzyskałam gesty syrop z całymi kawałkami owoców.


Smażone banany o rumowej nucie 

2 banany
łyżeczka brązowego cukru
łyżeczka masła
50 ml brązowego rumu (lub więcej :))
szczypta cynamonu

Na patelnię włożyłam pokrojone na ćwiartki banany. Posypałam brązowym cukrem  i smażyłam do skarmelizowania bananów i cukru.  Gdy zawartość patelni była lekko złota - dodałam masło, cynamon i wlałam rum. Dosłownie po chwili wszystko było gotowe.

Nie muszę chyba dodawać że na naleśniki położyliśmy nadzienie i ... zjedliśmy je. 
Naleśniki z morelami można obsypać cukrem pudrem a te z bananami startą czekoladą.

Polecam:)

PS. Ale tak na ucho - uwielbiam gdy to moje K. piecze dla mnie naleśniki. Jest w tym mistrzem i jego naleśniki smakują obłędnie pysznie. 
Najlepiej smakują mi takie zrobione przez Niego na śniadanie na Mazurach. On smaży naleśniki na łódce. Ja z Anką spacerujemy po lesie i zbieramy borówki (lub gdy mamy szczęście poziomki) a Marcin idzie do sklepu po serek albo robi kawę.  A potem wszyscy jemy naleśniki.  Raj...


piątek, 13 stycznia 2012

Wspomnienia i kokosowe czekoladki




Smak Bounty poznałam ok 20 lat temu na ... spływie Dunajcem. Do dzisiaj pamiętam bystrość prądu rzeki, październikowe słońce, parujące złoto brązowe lasy i migające przed oczyma skały. Wtedy też spróbowałam po raz pierwszy tego słodkiego kokosowego batonika. Był zupełnie inny niż to co było dostępne w naszym małym wiejskim sklepiku.  Na jego pojawienie się w sklepach czkałam kilka lat Przyznam się do dzisiaj jest moim ulubionym batonikiem. 

Z okazji robienia trufelków postanowiłam spróbować zrobić coś na kształt Bounty. Poszukiwania na blogach niestety mnie zawiodły więc przystąpiłam do dzieła sama.

Oto mój przepis - polecam
Pralinki kokosowe w stylu Bounty
(ok 30 szt)



200 g wiórków kokosowych
ok 100 ml zagęszczonego mleka słodzonego
ok 50 ml białego rumu

100 g jasnej lub ciemnej czekolady
20 g masła
20 ml białego rumu

W rondelku zagotowałam mleko i wrzuciłam do niego wiórki kokosowe. Mieszałam wszystko chwilę podgrzewając na małym ogniu. Wystudziłam i do ostudzonej masy dolałam rum. (Przyznam się masa z samym mlekiem była po prostu za słodka i zbyt gęsta. Dodałam rum stopniowo aż osiągnęłam smak i konsystencję bardziej mnie zadowalającą. Jeśli wolicie nie używać rumu możecie użyć niesłodzonego mleka i dosładzać cukrem - ale moim zdaniem rum znacząco podbija smak:)).
Masa powinna być lekko lepka. Wystudzoną, dodatkowo ochłodziłam w lodówce. 
Z masy uformowałam kulki. Nie ukrywam trzeba się przy tym troszeczkę ubrudzić - bo kulki muszą być ścisłe a najłatwiej zrobić to dłońmi. Kulki mocno schłodziłam w lodówce.

Pora na czekoladę. W kąpieli wodnej (czyli w misce ustawionej na garnku z wrzątkiem tak by nie dotykała wody) rozpuściłam czekoladę z masłem i rumem.
Schłodzone kulki rumowe szybko zanurzałam w płynnej czekoladzie i odkładałam na papier do zastygnięcia.
Przechowywać w lodówce do tygodnia (gdyby jakieś Wam zostały w co wątpię).
Nie, nie smakują dokładnie jak Bounty. Tak, są przepyszne.

czwartek, 12 stycznia 2012

Bo dom musi pachnieć chlebem...



Pszenny chleb z garnka. Najłatwiejszy z możliwych sposób na cieszenia się smakiem własnoręcznie upieczonego chleba. Pisałam już o nim wcześniej w przepisie na Najłatwiejszy chleb pszenny na piwie gdzie są opisane szczegóły tej metody. Dzisiejsza propozycja to ulubiony chleb mojego K. Pomimo jego zamiłowania do chlebów na zakwasie często dopomina się on tego prostego, pachnącego rozmarynem chlebka z bardzo chrupiącą skórką. Oczywiście nie musicie dodawać rozmarynu - ale naprawdę warto

Chrupiący chleb rozmarynowy z garnka


400 g mąki pszennej 
320 g wody
łyżka świeżego rozmarynu lub łyżeczka suszonego
10 g soli - ok łyżeczki
10 g świeżych drożdży.

Wszystkie składniki wymieszałam w misce i odstawiłam na ok 16h. Ciasto było bardzo luźne.
Następnie przełożyłam ciasto na blat obficie posypany mąką i złożyłam na 3 części i jeszcze raz na 3- powstała paczuszka. (W zależności od kształtu garnka staramy się aby ciasto było albo okrągłe albo owalne) Z grubsza uformowane ciasto przełożyłam na ściereczkę bardzo dokładnie obsypaną mąką. Następnie przełożyłam je ze ściereczką do koszyka do wyrastania. Przykryłam i odstawiłam  na ok.60 minut.
W tym czasie rozgrzałam piekarnik z wstawionym do niego garnkiem żeliwnym do temperatury 230 stopni C.
Wyrośnięte ciasto włożyłam do gorącego garnka, przykryłam pokrywką i wstawiłam do piekarnika.
Po 20 minutach zdjęłam przykrywkę i dopiekłam kolejne 20 minut.
Chleb musi być rumiany, a skórka chrupiąca.

Przepyszny zarówno z masłem jak  i pyszną oliwą.
Na drugi dzień zrobiłam z nich tosty:)

Smacznego.
 I do dzieła:)

Drukuj przepis

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...