Oto kluski dla których jestem gotowa obierać ziemniaki i trzeć je ręcznie. Znów prezentuję Wam wspomnienie mojego dzieciństwa. Kluski są twardawe, bardzo konkretne w konsystencji i smaku. Moim zdaniem wystarczy do niech tylko surówka i oczywiście przyrumieniona "omasta".
W mojej rodzinie mówi się na nie "kotne kluski", w Zakopanem "tarcioki" a tu gdzie mieszkam "żelazne kluski". Chodzi oczywiście o kluski z tartych surowych ziemniaków.
Ich produkcja ma dwie pułapki:
- odpowiednie ziemniaki - ja się poddaję przy zakupie i przywożę z Paleśnicy (nie umiem wybrać na rynku takich żeby kluski się nie "rozlazły" w gotowaniu - jeśli ktoś mi może doradzić w sprawie rodzaju ziemniaków to ja chętnie posłucham lub poczytam) Swoją droga to ciekawe w kraju ziemniaka że nie ma żadnej kultury jego sprzedaży.
- mocne odciśnięcie startych ziemniaków (jeśli ktoś korzysta z sokowirówki ma sprawę załatwioną)
Kotne kluski
1 łyżka maki ziemniaczanej + trochę do podsypania
1- 2 łyżki maki pszennej
sól
2 jajka
omasta do wyboru:)
- słoninka na skwarki (użyłam wędzonej w ziołach) + ewentualnie sporo listków świeżej szałwii
- wędzony boczek na skwarki
- olej z cebulką (masło raczej nie pasuje)
sporo pieprzu do posypania
Obrane ziemniaki starłam na drobnej tarce (lub w melakserze lub najlepiej w sokowirówce). Partiami odcisnęłam przez gazę lub ściereczkę sok aż masa ziemniaczana będzie bardzo sucha. Soku nie wylałam tylko zostawiłam w misce na ok 10 minut.
Zagotowałam wodę w szerokim płaskim rondlu.
Do suchej masy ziemniaczanej dodałam mąki, jajka i sól. Sok ostrożnie odlałam skrobię z dna miski dodałam do masy ziemniaczanej. Wszystko wymieszałam i formowałam kluski w postaci wałeczków ok 4cm na 2 cm. Każda kluskę otoczyłam w mące ziemniaczanej.
(Warto pierwszą kluskę wrzucić do wrzątku i patrzyć czy się nie rozpada- jeśli zamiast kluski w garnku mamy rozpadające się coś to można dodać więcej mąki do masy ).
Kluski gotowałam w lekko osolonej wodzie aż ponownie zatonęły.
Polałam je stopioną słoninką z szałwią.
Było pysznie i prawie jak w domu. ale klusek mojej Babci nie pobiły.
Świetnym dodatkiem było też kwaśne mleko.
ale narobiłaś mi apetytu na te kluski :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi sie ta nazwa, bo mam slabosc do wszystkiego, co kojarzy sie z kotami :)
OdpowiedzUsuńZreszta same kluski tez mi sie podobaja!
Jestem absolutnym kluskowym potworem więc zjadłabym z przyjemnością :) Na omastę wybieram olej z cebulką - najzdrowiej! (olej rzepakowy ma dużo omega-3 więc mogę przymknąć oko na kalorie)
OdpowiedzUsuńBardzo przypominają mi tzw. "szare kluski", też z tartych surowych ziemniaków. U nas, w Wielkopolsce podaje się je obowiązkowo z boczkiem i gotowaną kiszoną kapustą. Nie jest to lekkostrawny i mało kaloryczny obiad, ale taki właśnie ma być w jesienno-zimowe dni. Nie znam nikogo, kto by był w stanie się im oprzeć i zastąpić go jakąś wersją light, bo nie o to w smacznym jedzeniu chodzi! Danie to danie :) Jak ktoś jest na diecie niech zje mniej, no i oczywiście nie codziennie :)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńW sprawie tych ziemniaków to ja ugotowałam je z ziemniaków odmiany LORD chociaż z odmiany OWACJA też sa dobre
OdpowiedzUsuń